wtorek, 19 sierpnia 2014

Kiedy gwałt staje się przejawem dobroci




Istnieje pogląd, dość mocno zresztą forsowany, wedle którego większość z nas w głębi serca zazdrości tym złym. Przejawia się to m. in. w nieszkodliwym kibicowaniu filmowym i literackim czarnych charakterom. W złych ma nam imponować ich bezwzględność, strach, jaki wywołują, oraz ogólna „fajność”. Zły nikomu się nie kłania, a swoimi chytrymi zagrywkami wprowadza olbrzymi popłoch w szeregach mięczakowatych bohaterów pozytywnych. Jednak to, jak się zachowujemy w prawdziwym życiu, całkowicie przeczy naszej rzekomej miłości do złoczyńców. Gdy opuszczamy świat fikcji przemieniamy się w cnotliwych obywateli, którzy brzydzą się jakimikolwiek sugestiami mogącymi stawiać nas w złym świetle. Co więcej, owa cnotliwość przechodzi również na nasze oczekiwania w stosunku do władz państwowych. Polska ma bowiem nie tyle dbać o swoje interesy, lecz tak prowadzić politykę zagraniczną, by zawsze znajdować się po jasnej stronie mocy. Wystarczy rzucić okiem na to, co obecnie dzieje się na Ukrainie, by nie mieć co do tego żadnych wątpliwości.     
    
Z taką ilością ściemy, jaka jest wykorzystywana do opisywania konfliktu na Ukrainie, dawno już się nie spotkałem. Nie ma właściwie europejskiego lub rosyjskiego polityka, którego słowa byłyby jasne, czytelne i w stu procentach szczere. Zobaczcie zresztą sami:

Aneksję Krymu Putin tłumaczy koniecznością ochrony mieszkającej tam ludności rosyjskiej. Wszyscy, włącznie z samymi Rosjanami, wiedzą, że to bzdura. Na zachodzie Europy wielu żałuje, że doszło do obalenia Janukowycza i związanej z tym destabilizacji w regonie, choć głośno nikt tego nie przyzna. Oficjalnie więc wszyscy cieszą się z miłości, jaką Ukraińcy obdarzyli Unię Europejską, choć faktycznie politycy skupiają się teraz głównie na tym, jak by tu zmusić Ukrainę do zrezygnowania z Krymu, Ługańska i Doniecka tak, by nie wyszło to na spektakularną kapitulację. Słynny biały konwój z pomocą humanitarną jest tak bezczelnie jawną i czytelną prowokacją, iż teoretycznie jego propagandowa skuteczność powinna być zerowa – a mimo to ukraińscy i europejscy przywódcy nie mają zielonego pojęcia, co z owym konwojem począć. Zaś ospałość w nakładaniu na Rosję sankcji ma wynikać m. in. z troski o zwykłych Rosjan, którzy przecież niczemu nie są winni. I absolutnie nic do rzeczy nie mają tu gospodarcze interesy niemieckich, włoskich i francuskich firm!

Widać wyraźnie, iż każdy tylko czyha na pretekst, którym mógłby się usprawiedliwić w oczach innych. Nawet sam Władimir Putin swoje decyzje podpiera niezbitymi dowodami, że on to wszystko robi z dobroci serca i ku chwale szczęśliwej przyszłości świata. Wojna na Ukrainie to zatem nic innego jak starcie dobra z… jeszcze większym dobrem.

Oto więc w świecie, w którym słabi gnojeni są na każdym kroku, nagle okazuje się, że gwałt musi mieć swoje moralne uzasadnienie.

Tylko prawda nie jest ciekawa

Dlaczego tak się właściwie dzieje? Dlaczego Putin po prostu nie przyzna, że Ukraina to jego strefa wpływów i reszcie wara od niej? Skąd te nieszczere zapewnienia przywódców Unii, iż leży im na sercu dobro Ukraińców, skoro każdy wie, że prawdziwym problemem jest niedopuszczenie Rosjan do zbytniego rozwinięcia skrzydeł? Czy obywatele Francji, Niemiec, lub Wielkiej Brytanii wyszliby masowo na ulice, gdyby z ust swoich przywódców usłyszeli, że wedle nich Ukrainę równie dobrze można zaorać i urządzić na niej największą na świecie plantację ziemniaków? Jeśli nie, to o co tak naprawdę w tym całym ściemnianiu chodzi?

Ano o jedno. O utrzymywanie dobrego samopoczucia.   

Pewnie znacie to powiedzenie, że historię piszą zwycięzcy. Po co jednak wybielać własne czyny? Przecież wygraliśmy, przeciwnik został rozbity i pogrzebany, kogo więc obchodzi, kto w całej tej drace miał rację? W obawie przed buntem wrogich niedobitków? One i tak prędzej czy później będą dążyć do zrzucenia z siebie niewolniczego jarzma, nieważne, jakich by im się bajek o słuszności własnego losu nie naopowiadało. To może chodzi o niedawanie powodów do agresji ze strony innych państw? Bzdura, jeśli komuś opłaca się wszczęcie wojny, to będzie do niej dążył wszelkimi możliwymi sposobami. Dlaczego Stany Zjednoczone nie podbijają państwa po państwie, na co przecież ich stać? Nie pozwalają im na to honor i umiłowanie wolności? A może po prostu o wiele łatwiej jest prowadzić z resztą świata interesy i stopniowo uzależniać ekonomicznie kogo tylko się da?     

Własną niegodziwość zawsze idzie przykryć mętnymi wymówkami. Takie kłamstewka są potrzebne do zachowania dobrego humoru. Jak by to w końcu wyglądało, gdyby w naszym wspaniałym świecie mogło dojść do sytuacji, w której to zło może triumfować nad dobrem? To by mogło zburzyć powszechne poczucie, wedle którego złe uczynki zawsze zostaną ukarane a sprawiedliwość nie jest wyłącznie pustym słowem.

Poczucie przynależenie do grona bohaterów pozytywnych wydaje się kluczowa dla zdrowia psychicznego narodu.

Bajki dla dorosłych

W Polsce ostro krytykuje się ostatnie spotkanie między ministrami spraw zagranicznych Rosji, Ukrainy, Francji i Niemiec. Dlaczego nie zaproszono na nie ministra Sikorskiego? – pyta wielu. Czyżbyśmy nic nie znaczyli? Czy to wina szkodliwej polityki Sikorskiego i Tuska? Andrzej Stankiewicz – jeden z ostatnich dziennikarzy, którego naprawdę warto słuchać – twierdzi, iż absencja Sikorskiego nie ma nic wspólnego z naszą pozycją na arenie międzynarodowej, czy też niechęcią, jaką do ministra mają pałać inni europejscy dyplomaci. Uznano po prostu, że polskie postulaty są nie na rękę pozostałym graczom, dążącym do szybkiego porozumienia z Rosją, i to za wszelką cenę. Niestety, samych Ukraińców z rozmów wykluczyć już się nie dało, więc łaskawie pozwolono im zasiąść do negocjacji.

Gdyby Niemcy i Francuzi mieli pewność, że oddanie Ukrainy Rosji oddaliłoby wizję wojny o dobre czterdzieści, pięćdziesiąt lat, wszystkie te dyplomatyczne pogaduchy zakończyłyby się w pięć minut. Oburzające? A co z nami? Też by z nas zrezygnowano? Owszem. Bez wahania. I jestem szczerze zdziwiony, że u kogokolwiek może to wywoływać szok. Najwyraźniej przed innymi lubimy udawać cynicznych i pozbawionych złudzeń, ale jak przychodzi co do czego, z zaskoczeniem odkrywamy, iż życie niekoniecznie promuje historie z Happy Endem. 

Zaraz przypomina mi się strach niektórych dziennikarzy przed „wzrostem nacjonalistycznych nastrojów w Europie”, któremu towarzyszy rytualne powtarzanie postulatu o „odrzuceniu narodowych egoizmów”. Czy ci ludzie naprawdę wierzą, że którekolwiek z państw członkowskich UE kiedykolwiek kierowało się czymś innym, niż własnym dobrem? Jeśli zaś faktycznie dałoby się znaleźć taki przykład, to aż dziw mnie bierze, że obywatele tego kraju nie postawili prowadzących taką politykę władz przed plutonem egzekucyjnym. Ponadnarodowe państwo można zaliczyć do grona pięknych baśni, podobnie zresztą jak chociażby historyjki o kapitale bez przynależności narodowej.  

A propos bajek…

Jeśli Ukraina zostanie ostatecznie „sprzedana”, z całą pewnością usłyszymy jakąś wspaniałą opowieść, dzięki której Zachód będzie mógł uspokoić swoje sumienie. Nikt przecież nie przyzna, iż w imię własnych interesów, właśnie poświęcił obywateli innego kraju.


Zwykły Człowiek

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz