środa, 27 sierpnia 2014

Ile znaczy dziś bycie premierem Polski



Donald Tusk prawdopodobnie nie zostanie szefem Rady Europejskiej. Gdyby premier poważnie oceniał swoje szanse na zastąpienie Hermana Van Rompuya, nie odegrałby dzisiaj w sejmie tej całej szopki, dla niepoznaki nazwanej „planami rządu na rok 2015”. A gdyby tak stało się inaczej i Tusk jednak przeniósł się na dłużej do Brukseli? Paradoksalnie byłaby to oznaka nie siły, lecz strasznej słabości naszego państwa.

Kilka słów wyjaśnienia, zanim rozpocznę swój krótki wywód:

Tak, jestem małym zawistnym człowieczkiem, który bardzo zazdrości Tuskowi jego talentów, inteligencji i wielkiej politycznej kariery. Każdego dnia pożera mnie zazdrość, że nigdy nie osiągnę tyle, co lider Platformy. Wszystkie słowa, które zaraz padną z mojej strony, są efektem frustracji i tego, iż nie mogę się pogodzić z (potencjalnym) olbrzymim sukcesem premiera, dlatego muszę teraz pluć na niego i na Polskę.

No, to skoro ten jakże potrzebny wszystkim zwolennikom Platformy wstęp mam już za sobą, mogę przejść teraz do konkretów.

Silna Polska w silnej Europie…?

Gdyby Donald Tusk otrzymał stanowisko szefa Rady Europejskiej, większość mediów przedstawiłoby owo wydarzenie w kategoriach wielkiego zwycięstwa Polski na arenie międzynarodowej. Niestety, ale jest to mylny wniosek. Byłoby to bowiem wyłącznie osobiste osiągnięcie premiera Tuska, nie mającego nic wspólnego z pozycją Polski i zajmowanym przez nią miejscem w szeregu. Więcej nawet, przywódcy silnego, mającego realne wpływy w Europie państwa nigdy by nie zaproponowano objęcia podobnego urzędu, wiedząc, że i tak by się na nie nie zgodził. 

Kto robi politykę w UE? W czyich rękach skupiona jest rzeczywista władza? Herman Van Rompuy czy Catherine Ashton nie mają praktycznie nic tu do gadania, wyrażane przez nich poglądy nie mogą się różnić choćby w minimalnym stopniu od tego, co wspólnie uzgodnili polityczni liderzy Niemiec, Francji, Wielkiej Brytanii itd. To szefowie rządów rozdają tutaj karty.

Spójrzmy na chwilę na konflikt ukraiński: na czyje słowa czekamy, czyje wypowiedzi są najczęściej cytowane i analizowane na wszelkie możliwe sposoby? Baronessy Ashton? Litości. To Angela Merkel, Francois Hollande, czy David Cameron podejmują wszelkie decyzje i kierują polityką unijną. Prawdziwa gra toczy się między głowami poszczególnych państw, zaś instytucje unijne są wyłącznie wykonawcami ich woli.

Zresztą naiwnie jest sądzić, iż Donald Tusk wybrany zostałby na przewodniczącego Rady Europejskiej po to, by tym skuteczniej realizować polskie interesy. Jako szef rządu Tusk był reprezentantem Polski i w jej imieniu rozmawiał z innymi europejskimi przywódcami. Zastępując Van Rompuya lider PO stałby się przede wszystkim przedstawicielem UE, w takiej zaś sytuacji od Tuska będzie się wymagać porzucenia egoizmu i dbania wyłącznie o własne państwo. Choć naiwniakom, którzy uważają, iż to, co dobre dla Unii jest też zawsze dobre dla Polski, taki obrót sprawy pewnie nie bardzo będzie przeszkadzać.

Nie, słaby premier w słabej Polsce  

Gdyby stanowisko w Radzie Europejskiej zaproponowano Jerzemu Buzkowi, lub innemu byłemu premierowi, sprawa wyglądałaby zupełnie inaczej. Jeśli jednak urzędujący Prezes Rady Ministrów od ław rządowych woli przenosiny do Brukseli, to jest to najlepszy dowód na słabość naszego państwa.  
No to co, powinniśmy teraz robić wszystko, by zatrzymać u siebie tak wybitnego polityka, którego talenty zostały dostrzeżone i docenione na salonach europejskich?

Niech jedzie, krzyż na drogę.

Daleki jestem od powtarzania słów profesor Jadwigi Staniszkis, na każdym kroku podkreślającej, jak wielkim nieudacznikiem, miernotą i prostakiem jest Tusk. Warto mimo to zadać sobie pytanie, dlaczego akurat przewodniczący Platformy jest tak silnie forsowany na szefa Rady? Bo sprzedał się Niemcom? Nie. Mimo to przez wiele lat Donald Tusk w pełni popierał kierunek, w jakim UE prowadziła Angela Merkel. Jego wizja Unii jest więc tożsama z tym, co na ten temat sądzą przedstawiciele europejskiej elity. Dlaczego jednak z góry zakładać, że ci ludzie to sama intelektualna śmietanka Europy, najlepsi z najlepszych, którzy teraz na dodatek chcą wynieść jednego z „naszych” na prawie sam szczyt? Tak trochę właśnie wygląda sposób, w jaki cała sprawa jest komentowana przez niektórych publicystów: oto mędrcy zaświadczają, że Donalda Tuska można od teraz traktować jako wybitnego polityka. To nic, że całą naszą klasę polityczną postrzega się jako zgraje głupków i nierobów. Na Zachodzie jest inaczej, tam politykę uprawiają wyłącznie mądrzy i charyzmatyczni ludzie. Nie do pomyślenia wydaje się, by karierowicz i miernota osiągnął tam wielki sukces. Czyli Tuska naprawdę muszą promować wybitni przywódcy, a to jednoznacznie świadczy o wyjątkowości samego lidera PO, prawda?   

Powtórzę: gdyby Donald Tusk był silnym premierem silnego państwa, nigdy propozycji przewodniczenia Radzie Europejskiej by nie otrzymał. Nauczmy się wreszcie dostrzegać, że nie każda posada oferowana przez Zachód to cud, miód i wielkie szczęście dla Polski. Korzyści dla naszego kraju z tej decyzji będą żadne. Pamiętacie zachwyt nad wyborem Buzka na przewodniczącego Parlamentu Europejskiego? Coś nam to dało? Nic. A tak hucznie otwierana polska prezydencja w UE? Podniecano się tym niesamowicie, jakbyśmy mieli przez pół roku rzekomego „szefowania” Unii dokonać wielkiego skoku cywilizacyjnego. Dziś mało kto pewnie kojarzy, że taki fakt w ogóle miał miejsce.  

Ale co ja tam wiem, jestem wyłącznie małym, zawistnym nieudacznikiem.

Zwykły Człowiek

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz