niedziela, 14 września 2014

O obywatelskiej niekompetencji



Co - prócz wykonywanego zawodu - łączy Elżbietę Bieńkowską, Ewę Kopacz i dziesięciu parlamentarzystów wytypowanych przez "Politykę" jako najlepszych posłów tego roku? Otóż tym wspólnym mianownikiem jest fakt, iż zwykły zjadacz chleba nie jest w stanie w uczciwy sposób ocenić ich kompetencji i rzeczywistych osiągnięć (lub porażek). Większość obywateli przy wystawianiu cenzurek politykom musi właściwie w całości opierać się na doniesieniach medialnych i tym, co o danym funkcjonariuszu publicznym myślą publicyści. Biorąc zaś pod uwagę, jak chętnie dziennikarze angażują się w zwalczanie lub promowanie konkretnych partii, wyrobienie sobie rzetelnej opinii wobec jakiejkolwiek siły politycznej, może uchodzić za iście heroiczne zadanie.

Zacznijmy może od pani komisarz Bieńkowskiej.

Elżbieta Bieńkowska w rządzie spędziła siedem ostatnich lat. Aż do listopada zeszłego roku, a więc przed awansem na stanowisko wicepremiera, zapewne niewiele osób zdawało sobie sprawę z jej istnienia. Co prawda niekiedy jakiś dziennikarz pochwalił ją za rzekomą kompetencję i sprawne dysponowanie funduszami unijnymi, jednak przeciętny wyborca panią Bieńkowską kojarzył równie mocno, co ministra środowiska (spróbujcie bez jakiejkolwiek pomocy wymienić nazwisko obecnie pełniącego tę funkcję urzędnika), czy kogoś o podobnej pozycji.

Co ciekawe, czytając komentarze, jakie pojawiły się w Internecie już po otrzymaniu przez panią minister teki wicepremiera, dawało się odnieść wrażenie, że z tą popularnością było wręcz odwrotnie i Elżbieta Bieńkowska od zawsze była doskonale znana i ceniona przez szerokie masy Polaków. "Wreszcie kompetentna osoba", "ona jest świetlaną przyszłością Platformy", czy " prawdziwa baba z jajami" - głosy pełne zachwytu niosły się po całej Polsce.

Taki z niej fachowiec? A może racje mają prawicowi dziennikarze, którzy dobre oceny wystawiane Bieńkowskiej składają na karb wykupywania przez jej ministerstwo reklam i wkładek edukacyjnych w "salonowych" mediach? Jak to w ogóle sprawdzić? Studiując dokumenty, szukając fachowych analiz? Nawet jeśli dotrzeć do odpowiednich źródeł (np. w szczegółach opisujących sposób wykorzystania środków unijnych, lub działań podjętych w zakresie infrastruktury), bez wiedzy i odpowiedniego wykształcenia zwykły człowiek i tak nic z nich nie wyciągnie. Przepraszam bardzo, ale to, że jeden z drugim pan z "W Sieci" powie mi, że Bieńkowska fatalnie sobie radziła, to jeszcze nic nie znaczy. Co gorsza, nawet jeśli już padną jakieś konkrety, to nieznającemu się na rzeczy żółtodziobowi i tak będzie można wmówić wszystko (vide parlamentarna komisja Antoniego Macierewicza).

Jak ocenić parlamentarzystę

Nie lepiej to wygląda z Ewą Kopacz, czyli nową panią premier. Na cztery lata, jakie spędziła w ministerstwie zdrowia spuśćmy zasłonę milczenia, gdyż w tym przypadku zawsze można stwierdzić, iż praktycznie wszyscy jej poprzednicy połamali sobie na tym resorcie zęby. No to jak sobie w takim razie pani premier poradziła jako marszałek sejmu, czyli (teoretycznie) druga osoba w państwie? I tak z jednej strony wicemarszałek z SLD, Jerzy Wenderlich, zachwalał panią Kopacz pod niebiosa, zaś z drugiej Jarosław Gowin zwyzywał ją od histeryczki i osoby niezrównoważonej emocjonalnie.

Twardy polityk, doskonale radzący sobie z knuciem i intrygami, czy w pełni uzależniona od Tuska miernota, bez charyzmy i własnego zdania? Bezczelnie kłamała w sprawie Smoleńska? A może właśnie powinniśmy ją chwalić za jej działanie podjęte w tamtych dniach?

Co do dziesiątki posłów z rankingu "Polityki", tu rzecz wydaje się oczywista. Choć sam znałem wszystkich wymienionych tam parlamentarzystów, to o wielu z nich nie potrafiłbym powiedzieć nic więcej poza tym, do jakiej partii przynależą. W tym wypadku pozostaje wierzyć na słowo tworzącym ten ranking dziennikarzom pracującym w sejmie, lub też spędzić godziny na przeszukiwaniu oficjalnej strony parlamentu w poszukiwaniu zgłaszanych wniosków, interpelacji, zapytań, czy dokumentów przyjętych przez poszczególne komisje i podkomisje.

Poważne dylematy i głupie rozwiązania

Miłośnicy Janusza Korwin-Mikkego - zasłużonego działacza Przemysłu Głupoty - zakrzykną zapewne, iż powyższy wywód stanowi oczywisty dowód na wyższość monarchii nad "rządami ludu". Cóż, argument, iż ktoś, kto od najmłodszych lat wie, że w końcu zasiądzie na królewskim tronie nie może być złym władcą, albowiem przez cały ten czas rzesze ludzi będą go przygotowywać do pełnienia swojej przyszłej roli, uważam za absurdalny i dziwię się, jak ktokolwiek może go w ogóle używać w dyskusji, nie narażając się przy tym na śmieszność. Szczytem głupoty jest twierdzenie, iż król w obawie przed gniewem ludzi i zawiśnięciem na szubienicy, po prostu musi wypełniać swoją rolę jak najlepiej. Naprawdę? I mówią to ci sami ludzie, którzy obalenie Janukowycza na Ukrainie uznawali za skandaliczne, bo niezgodne z obowiązującym tam prawem? To w przypadku monarchii możliwość powieszenia lub ścięcia głowy króla powinna być wpisana do konstytucji?

To może jakaś forma demokracji pośredniej? Zamiast powszechnego prawa wyborczego delegować najlepszych i najmądrzejszych spośród nas do wybrania odpowiednich władz? A którzy to są ci najlepsi i najmądrzejsi? Profesorowie? Owszem, ale tylko, jeśli wyłączy się z tego grona Magdalenę Środę, Jana Hartmana, Ireneusza Krzemińskiego (to dla prawicy), a także Zdzisława Krasnodębskiego, Andrzeja Nowaka, czy Andrzeja Zybertowicz (by i lewica poczuła się usatysfakcjonowana).

No tak, ale przecież tak to się kiedyś odbywało i Polska była od morza do morza, a i inne państwa korzystały na braku demokracji, a teraz to nic, tylko degrengolada, socjalizm i muzułmanie pukający do bram Europy. Z powyższym mitem – mitem „złotych czasów” – rozprawię się w jednym z dwóch kolejnych wpisów, dlatego póki co zostawiam go w spokoju.

Odpowiedzialność w rękach dziennikarzy

Niestety, w tym wypadku obywatel nie może wziąć sprawy we własne ręce. Zdobycie odpowiedniej wiedzy z tak różnych dziedzin jak służba zdrowia, administracja państwowa, kultura, edukacja, czy wojskowość, przekracza czyjekolwiek możliwości. Jedynym sposobem, by ów obywatel mógł naprawdę świadomie ocenić działalność polityków, jest rzetelna i uczciwa praca dziennikarzy.

Dziennikarze nie są i nigdy nie będą obiektywni. Każdy posiada poglądy i wizję, w jaki sposób powinno być zarządzane państwo. Nie chodzi więc o to, by zgrywać zdystansowanego i przedstawiać głoszone przez siebie tezy jako nieskażone ideologią obiektywne prawdy. Wystarczy szczerość i szacunek żywiony wobec czytelnika.

Coraz częściej jednak odnoszę wrażenie, iż większość dziennikarskich celebrytów zamiast bronić swoich poglądów, zajmuje się przede wszystkim ochroną własnych materialnych interesów.  Ewentualnie promowany przez siebie światopogląd traktowany jest w kategorii nienaruszalnej twierdzy, ostatniego bastionu rozsądku. W takim przypadku sojuszników należy wybielać za wszelką cenę, zaś przeciwnika traktować jak najgorszego śmiecia. Lech Kaczyński był poniżany? To jak nazwać rozkręcony przeciwko Tuskowi Przemysł Pogardy (którego efekt był zresztą przeciwstawny do tego, co zamierzano osiągnąć. Szerzej o tym pisałem tu)? Wystarczy posłuchać jednego z braci Karnowskich, lub Tomasza Sakiewicza: czy któryś z nich kiedykolwiek skrytykował Prawo i Sprawiedliwość w poważny sposób? Czyli co, program PiSu naprawdę jest tak idealny i jego realizacja to murowany sukces dla Polski? A Janina Paradowska i jej nabożny stosunek do Tuska? Gdzie tu umiar, gdzie realizowanie RZECZYWISTYCH powinności dziennikarskich?

Dobre, uczciwe media są pierwszym i podstawowym gwarantem sprawnego, służącego swym obywatelom państwa. Szkoda tylko, że wielu dziennikarskich celebrytów jest zdania, iż swoją rolę już teraz wypełniają bez zarzutu.

Cóż, wypada pogratulować i pozazdrościć dobrego samopoczucia.

Zwykły Człowiek



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz