niedziela, 5 października 2014

Dlaczego wolny rynek powinien odejść do lamusa



Czas rozprawić się z wolnym rynkiem. Uważam wręcz, iż termin ten powinien zostać wyrugowany ze słownika każdego dobrego lewaka. Co od dzisiaj mówimy wolnemu rynkowi, lewacka braci? Żegnam, obyśmy więcej się nie zobaczyli!

Zapachniało wspaniałymi czasami gospodarki centralnie sterowanej, dlatego zanim wzniesiemy czerwone sztandary i radośnie zaśpiewamy "Międzynarodówkę", radzę poczytać dalej, bo mi tu wcale nie o budowanie szczęśliwej socjalistycznej ojczyzny chodzi.

Owszem, wolny rynek to pułapka. Warto przy tym dodać: pułapka słowna. Swobodne korzystanie z tego pojęcia to nieświadome ustawianie się w pozycji, w której neoliberałowie mogą nas lać bezkarnie. Jest to również doskonały przykład, jak bardzo erystyka przyczyniła się do śmierci tego, co w każdej normalnej dyskusji powinno się znajdować na pierwszym miejscu.

Zabójcze skutki erystyki

Narzekać na to, że nie potrafimy już ze sobą normalnie dyskutować, to jak dobrowolnie udać się w rejs do krainy banału i dziwić się później, iż nikt nie chce słuchać naszych podróżniczych opowieści. Jednak czy o prawdzie należy pisać tylko wtedy, gdy przy okazji jest nietuzinkowa?

A prawda wygląda właśnie tak, iż współcześnie dyskutuje się nie po to, by wystawić swoje poglądy na próbę, dowiedzieć się czegoś ciekawego, lub wspólnymi siłami dojść do konstruktywnych wniosków. Debata służy wyłącznie utwierdzeniu się we własnej świetności, a im bardziej zmiażdżymy i upokorzymy przy tym przeciwnika, tym lepiej. Naiwny ten, kto sądzi, iż ta zasada dotyczy wyłącznie polityków. Nawet w prywatnych rozmowach często dążymy wyłącznie do zwycięstwa, tak, by przysłuchujący się nam koledzy i koleżanki mogli następnie złożyć pokłon naszemu intelektowi.

Poziom większości chwytów, jakie stosowane są w publicznych dyskusjach, niekiedy wręcz poraża swoją bezczelnością i prostactwem. Co gorsza, tego typu hasełka są na tyle chwytliwe i niebezpieczne, iż nie można ich tak po prostu zignorować. Wybijają wroga z rytmu, na dodatek musi on następnie marnować czas na mozolne tłumaczenie, że czarne nie jest białe, co zazwyczaj wygląda żałośnie i śmiesznie.

By lepiej zobrazować powyższe spostrzeżenie, spójrzmy na kilka przykładów.

Wielka sztuka zaciemniania obrazu

Najczęściej powtarzanym kretynizmem przebranym w szaty powagi, jest nieśmiertelna historyjka o dwóch rozbitkach na wyspie, którzy w ramach demokracji przegłosowali zalegalizowanie gwałtu na towarzyszącej im kobiecie. Tak właśnie brzmi jeden z koronnych argumentów przeciwko demokracji. Na wszelkiego typu spotkaniach z sympatykami Kongresu Nowej Prawicy (a dawniej Unii Polityki Realnej), ten słaby dowcip pojawia się podobno nagminnie.

Chwytliwe? Chwytliwe. Głupie? Głupie. Oto kwintesencja prostackiej logiki zaprzęgniętej do walki o złą sprawę.

Pamiętam też dyskusję między Wandą Nowicką a jednym z katolickich publicystów (nie, nie był to Tomasz Terlikowski), w stacji TVN24. Pani wicemarszałek zarzucała swojemu przeciwnikowi, że będąc za zakazem aborcji, jednocześnie nie postuluje rozbrojenia polskiej armii. No jak to? - grzmiała Nowicka. Jesteście przeciwko zabijaniu dzieci nienarodzonych, a jednocześnie nie macie nic przeciwko utrzymywaniu żołnierzy, których domyślnym celem jest przecież zabijanie wrogów ojczyzny?

Jak tu w ogóle polemizować z takim przejawem złej woli, ignorancji i nie liczeniem się z inteligencją swojego rozmówcy i widzów?

Mistrzem udowadniania bzdurnych tez, przy pomocy jeszcze bzdurniejszych argumentów, jest bez dwóch zdań wielce zasłużony dla Przemysłu Głupoty Janusz Korwin Mikke. Pamiętam jego kilkustronicowy tekst, w którym rozwodził się nad związkiem między sprawiedliwością a sprawiedliwością społeczną. Jeśli ta druga jest tożsama z tą pierwszą, to po co dodawać "społeczna", przecież tylko miejsce się przez to marnuje? Jeśli zaś między tymi pojęciami występuje jakaś różnica, to przecież oczywistym jest, iż to, czego nie da się utożsamić z pojęciem sprawiedliwości, należy nazwać niesprawiedliwością - tak mniej więcej prezentował się wywód prezesa KNP. Równie dobrze można by było stwierdzić, iż istnienie widełek w prawie karnym mija się z celem. Morderstwo to morderstwo, a kradzież to kradzież, prawda? Dlaczego jeden morderca ma dostać tylko pięć lat, a inny dożywocie?

Gdzie podziali się polscy socjaliści?

No to co jest w końcu nie tak z tym wolnym rynkiem? Jak sama nazwa wskazuje, wolny, znaczy niczym nieskrępowany. Wprowadzenie dowolnej regulacji siłą rzeczy ową wolność automatyczne znosi. W ten sposób zwolennik dzikiego kapitalizmu z miejsca może ustawić swojego oponenta w roli socjalisty i zwolennika gospodarki centralnie sterowanej.

Termin ten więc z góry uniemożliwia jakąkolwiek sensowną dyskusję. Zamiast tego zmarnujemy wiele minut na samo udowadnianie, iż żadnego drastycznego poszerzania władzy państwowej nie chcemy. A i tak na końcu wylądujemy z etykietką marksisty i socjalistycznego pomiotu.

Tymczasem proszę mi wskazać w przestrzeni publicznej choć jednego poważnego polityka, lub publicystę, którego można z czystym sercem nazwać prawdziwym socjalistą?

Nie, Szumlewicz nie liczy się.

Gdzie są te całe tabuny lewaków, postulujących zniesienie wszelkich przejawów indywidualnej wolności i przedsiębiorczości i oddanie całej gospodarki pod kuratelę państwa? Nie za wielu ich, prawda? Czyli co, w kraju mamy samych ultra-liberałów? A może chodzi po prostu o to, iż prostacki podział na zwolenników wolnego rynku i wstrętnych socjalistów jest kłamliwym i celowym uproszczaniem problemu?  

Jak więc widać wyraźnie, wolny rynek musi zniknąć z naszego słownictwa!

A że taki postulat jest całkowicie pozbawiony sensu? Cóż, my przynajmniej potrafimy to dostrzec i nie zaśmiecać przestrzeni publicznej głupstwami, prawda?

Zwykły Człowiek

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz