środa, 5 listopada 2014

Dlaczego warto wykurzyć młodych z Polski



Siedzenie na tyłku i czekanie na cud określiłbym jako niezbyt trafną strategię życiową. Skoro nie dostajesz każdego dnia setek telefonów od zdesperowanych pracodawców, których jedynym marzeniem jest zatrudnienie tak wspaniałego i wybitnego kandydata, znak to, iż albo musisz obniżyć własne wymagania i pogodzić się z objęciem znacznie mniej prestiżowej posady, lub zrobić coś, co zwiększy twoje szanse na odniesienie sukcesu. Tak, mowa tu o legendarnym już "podnoszeniu własnych kwalifikacji".

Zacznijmy od przytoczenia kilku oczywistych faktów:

Jeśli chcesz dostać dobrą pracę, samo wyższe wykształcenie nic tutaj nie pomoże. Liczą się twarde kompetencje. Pracodawcę interesuje wyłącznie to, co potrafisz, a nie jaką szkołę skończyłeś. Oczywiście postawa "pracuję od 8 do 16" nie przejdzie, musisz wykazywać się poświęceniem i zaangażowaniem. Nie wolno Ci też spocząć na laurach, ciągłe dokształcanie i dążenie do perfekcji to warunek konieczny, by jakiś podrzędny frajerzyna nie wygryzł cię z upragnionej posady.

Proste? Proste. To na co jeszcze czekasz? Idź i zdobywaj nowe umiejętności. Jak? No... Nie wiem. Przeczytaj jakąś książkę, czy coś.

Nie matura, leć chęć szczera...

Dość niedawno pojawiły się badania, wedle których tylko coś koło 10-15% pracodawców zwraca uwagę na wcześniejsze doświadczenie zawodowe potencjalnych pracowników. W domyśle: liczy się wyłącznie to, co umiesz. Oczywiście jest to gigantyczna bzdura, którą obalić można kilkoma kliknięciami myszy. Wystarczy wejść na dowolną stronę z ofertami pracy i znaleźć odpowiednie ogłoszenia. Prawie wszędzie jak byk stoi pierwszy i najważniejszy wymóg: przynajmniej roczne doświadczenie na podobnym stanowisku.

Wyobraźcie sobie bowiem, że staracie się dostać do biura jako asystent/asystentka. Niby jak nabywać samodzielnie kompetencje do takiej fuchy? Wpisywać do CV, iż w domowym ciepełku nauczyliście się segregować pocztę i przy okazji ustalaliście też własnej matce harmonogram zajęć? Skończyliście odpowiedni kurs, dzięki któremu umiecie układać papiery i parzyć pyszną kawę? Nie. Ale jak to? Dlaczego tak? Przecież ja po kursach, ja sam starałem się wszystkiego nauczyć... Cudnie, brawo, tylko co to kogo obchodzi? Jeśli dotychczas nie sprawdziłeś się w prawdziwym boju, to nie ma o czym gadać. Jedyna nadzieja to wybłagać staż i liczyć na to, że po upływie tych kilku miesięcy twoje niewątpliwe walory zostaną wreszcie docenione. Co to jednak ma wspólnego z mitycznym, jakże szlachetnym samodoskonaleniem? W praktyce niewiele, bowiem często jest to nic innego jak podjęcie normalnej pracy za o wiele niższą stawkę i nadzieją, że wkrótce los się odmieni.    

Rola biurwy nie jest jednak najbardziej wymagającą na świecie. Chciałbym więc poznać te inne profesje, których podobno znaleźć można na pęczki, a których zdobycie to wyłącznie kwestia własnego przygotowania i wcześniejszej nauki. No, słucham. Czytałem kiedyś opinię mądrale, który twierdził, iż stał się wybitnym informatykiem tylko i wyłącznie dzięki lekturze kilku książek. Może, nie wiem, nie znam się. Jednak wątpię, by w wielu dziedzinach dało się tak zrobić.

Być najgorszym z najgorszych

Jak powszechnie wiadomo, współcześni studenci to najgorszego sortu ścierwo. Jeśli jesteś leniwym pasożytem, bezmózgim lewackim śmieciem bez pomysłu na własną przyszłość - idziesz na studia. I w czasie gdy leżysz na pleckach, w myślach układając już na zapas argumenty, dlaczego nie możesz znaleźć pracy i jak bardzo krzywdzi cię państwo, wszyscy inni nieustannie chodzą na szkolenia, sami uczą się jak naprawić samochód, inwestować na giełdzie, wypromować markę danego produktu, a w wolnych chwilach zdobywają jeszcze sprawności harcerskie, bo nigdy nie wiadomo, kiedy trzeba będzie się przekwalifikować i co wtedy będzie potrzebne do podjęcia nowej pracy.

W skrócie: wszyscy robią wszystko, tylko ty się opierdalasz.

To nic, bo jak się okazuje, te leniwe studenckie szmaty nawet jak już się za coś zabierają, to źle. Wolontariat? Działalność w organizacjach studenckich? Ech, sił brak na to, jak te lesery marnują czas na bzdury (tu znajduje się artykuł na ten temat, oczywiście gdzie znowu narzeka się, jacy ci studenci beznadziejni).

A rozmowa kwalifikacyjna? Co się dzieje, gdy już taki studencina trafi na poważną rozmowę o pracę? Łolaboga! Co za dramat! Nic, nic nie potrafią te studenciaki! Nic ich na tych studiach nie nauczyli, a sami byli zbyt leniwi, by zdobyć niezbędną w tym fachu wiedzę!

Więc zapytam się raz jeszcze: gdzie niby do ciężkiej kurwy mieli ją nabyć? Na stażach? To ciekawe, bo sam jakiś czas temu czytałem opinię, że współcześni młodzi ludzie nie potrafią się usamodzielnić, bo zamiast do porządnej roboty non-stop łażą na bezpłatne staże. To może jednak warto chodzić na szkolenia? Ano pewnie warto, tylko problem polega na tym, że za coś takiego trzeba solidnie zabulić pieniądze, na co nie każdego stać.  

Nie masz czasu ani środków na zainwestowanie w świeżego pracownika, takiego prosto po studiach, który dopiero dzięki tobie nabędzie odpowiednie umiejętności? Cóż, w takim razie po prostu zignoruj jego CV. Proste, nie? Odnoszę bowiem wrażenie, że wielu rekruterów celowo zaprasza studentów tylko po to, by móc później na różnych forach internetowych rozwodzić się, jaka ta młodzież durna, kiedyś to na studiach uczyli prawdziwego życia, nie to, co teraz.  

Młodzi podstawą udanych plonów

W ten właśnie sposób Polska stała się krajem, gdzie młodzi nadają się tylko do tego, by użyźniać nimi glebę, zaś reszta obywateli ze spokojem może zarówno zajmować się budową promów kosmicznych, zarządzania firmą, jak i robić w branży budowlanej.

I tylko chyba ja obracam się wśród samych nieudaczników, bo jakoś nie widzę tego tabunu genialnych samouków, których jedynym problemem jest to, jak by tu bez szwanku dla zdrowia ograniczyć dodatkowo sen, by mieć jeszcze więcej czasu na dalsze podnoszenie własnych kwalifikacji.   

Powtórzę pierwsze zdanie z tego wpisu: siedzenie na tyłku i czekanie na cud określiłbym jako niezbyt trafną strategię życiową. Jednak wkurza mnie niesamowicie mądrzenie się wielu osób, które wpierw zwracają swoim mniej doświadczonym kolegom uwagę, iż życie to nie bajka, by zaraz później dodać, że tak właściwie to wszystko jest banalnie proste, tylko nam - młodym - nie chce się starać.   

Trzeba się pogodzić z tym, że młodzi jak zwykle pełnią rolę tych złych, co to nic nie potrafią. Nie posiadają żadnych praktycznych umiejętności, nie chcą umierać za ojczyznę, nie głosują na tych, co trzeba, w ogóle są beznadziejni. Może więc warto wesprzeć wielki program migracyjni, dzięki któremu wykurzyłoby się tych pasożytów do innego kraju? Skoro bowiem wcześniejsze pokolenia są takie wspaniałe, warto by było zdjąć z ich pleców ten niewątpliwy ciężar?

O, wtedy Polska z całą pewnością świeciłaby pełnym blaskiem.

Zwykły Człowiek

1 komentarz: