Co
- prócz wykonywanego zawodu - łączy Elżbietę Bieńkowską, Ewę Kopacz i
dziesięciu parlamentarzystów wytypowanych przez "Politykę" jako
najlepszych posłów tego roku? Otóż tym wspólnym mianownikiem jest fakt, iż
zwykły zjadacz chleba nie jest w stanie w uczciwy sposób ocenić ich kompetencji
i rzeczywistych osiągnięć (lub porażek). Większość obywateli przy wystawianiu
cenzurek politykom musi właściwie w całości opierać się na doniesieniach
medialnych i tym, co o danym funkcjonariuszu publicznym myślą publicyści.
Biorąc zaś pod uwagę, jak chętnie dziennikarze angażują się w zwalczanie lub
promowanie konkretnych partii, wyrobienie sobie rzetelnej opinii wobec
jakiejkolwiek siły politycznej, może uchodzić za iście heroiczne zadanie.
Zacznijmy może od pani
komisarz Bieńkowskiej.
Elżbieta Bieńkowska w
rządzie spędziła siedem ostatnich lat. Aż do listopada zeszłego roku, a więc
przed awansem na stanowisko wicepremiera, zapewne niewiele osób zdawało sobie
sprawę z jej istnienia. Co prawda niekiedy jakiś dziennikarz pochwalił ją za
rzekomą kompetencję i sprawne dysponowanie funduszami unijnymi, jednak
przeciętny wyborca panią Bieńkowską kojarzył równie mocno, co ministra
środowiska (spróbujcie bez jakiejkolwiek pomocy wymienić nazwisko obecnie
pełniącego tę funkcję urzędnika), czy kogoś o podobnej pozycji.
Co ciekawe, czytając
komentarze, jakie pojawiły się w Internecie już po otrzymaniu przez panią
minister teki wicepremiera, dawało się odnieść wrażenie, że z tą popularnością
było wręcz odwrotnie i Elżbieta Bieńkowska od zawsze była doskonale znana i
ceniona przez szerokie masy Polaków. "Wreszcie kompetentna osoba",
"ona jest świetlaną przyszłością Platformy", czy " prawdziwa
baba z jajami" - głosy pełne zachwytu niosły się po całej Polsce.
Taki z niej fachowiec?
A może racje mają prawicowi dziennikarze, którzy dobre oceny wystawiane
Bieńkowskiej składają na karb wykupywania przez jej ministerstwo reklam i
wkładek edukacyjnych w "salonowych" mediach? Jak to w ogóle
sprawdzić? Studiując dokumenty, szukając fachowych analiz? Nawet jeśli dotrzeć
do odpowiednich źródeł (np. w szczegółach opisujących sposób wykorzystania
środków unijnych, lub działań podjętych w zakresie infrastruktury), bez wiedzy
i odpowiedniego wykształcenia zwykły człowiek i tak nic z nich nie wyciągnie.
Przepraszam bardzo, ale to, że jeden z drugim pan z "W Sieci" powie
mi, że Bieńkowska fatalnie sobie radziła, to jeszcze nic nie znaczy. Co gorsza,
nawet jeśli już padną jakieś konkrety, to nieznającemu się na rzeczy
żółtodziobowi i tak będzie można wmówić wszystko (vide parlamentarna komisja
Antoniego Macierewicza).
Jak
ocenić parlamentarzystę
Nie lepiej to wygląda z
Ewą Kopacz, czyli nową panią premier. Na cztery lata, jakie spędziła w ministerstwie
zdrowia spuśćmy zasłonę milczenia, gdyż w tym przypadku zawsze można
stwierdzić, iż praktycznie wszyscy jej poprzednicy połamali sobie na tym
resorcie zęby. No to jak sobie w takim razie pani premier poradziła jako
marszałek sejmu, czyli (teoretycznie) druga osoba w państwie? I tak z jednej
strony wicemarszałek z SLD, Jerzy Wenderlich, zachwalał panią Kopacz pod
niebiosa, zaś z drugiej Jarosław Gowin zwyzywał ją od histeryczki i osoby niezrównoważonej
emocjonalnie.
Twardy polityk,
doskonale radzący sobie z knuciem i intrygami, czy w pełni uzależniona od Tuska
miernota, bez charyzmy i własnego zdania? Bezczelnie kłamała w sprawie
Smoleńska? A może właśnie powinniśmy ją chwalić za jej działanie podjęte w
tamtych dniach?
Co do dziesiątki posłów
z rankingu "Polityki", tu rzecz wydaje się oczywista. Choć sam znałem
wszystkich wymienionych tam parlamentarzystów, to o wielu z nich nie
potrafiłbym powiedzieć nic więcej poza tym, do jakiej partii przynależą. W tym
wypadku pozostaje wierzyć na słowo tworzącym ten ranking dziennikarzom
pracującym w sejmie, lub też spędzić godziny na przeszukiwaniu oficjalnej
strony parlamentu w poszukiwaniu zgłaszanych wniosków, interpelacji, zapytań,
czy dokumentów przyjętych przez poszczególne komisje i podkomisje.
Poważne
dylematy i głupie rozwiązania
Miłośnicy Janusza
Korwin-Mikkego - zasłużonego działacza Przemysłu Głupoty - zakrzykną zapewne,
iż powyższy wywód stanowi oczywisty dowód na wyższość monarchii nad
"rządami ludu". Cóż, argument, iż ktoś, kto od najmłodszych lat wie,
że w końcu zasiądzie na królewskim tronie nie może być złym władcą, albowiem przez
cały ten czas rzesze ludzi będą go przygotowywać do pełnienia swojej przyszłej
roli, uważam za absurdalny i dziwię się, jak ktokolwiek może go w ogóle używać
w dyskusji, nie narażając się przy tym na śmieszność. Szczytem głupoty jest
twierdzenie, iż król w obawie przed gniewem ludzi i zawiśnięciem na szubienicy,
po prostu musi wypełniać swoją rolę jak najlepiej. Naprawdę? I mówią to ci sami
ludzie, którzy obalenie Janukowycza na Ukrainie uznawali za skandaliczne, bo
niezgodne z obowiązującym tam prawem? To w przypadku monarchii możliwość
powieszenia lub ścięcia głowy króla powinna być wpisana do konstytucji?
To może jakaś forma
demokracji pośredniej? Zamiast powszechnego prawa wyborczego delegować
najlepszych i najmądrzejszych spośród nas do wybrania odpowiednich władz? A
którzy to są ci najlepsi i najmądrzejsi? Profesorowie? Owszem, ale tylko, jeśli
wyłączy się z tego grona Magdalenę Środę, Jana Hartmana, Ireneusza
Krzemińskiego (to dla prawicy), a także Zdzisława Krasnodębskiego, Andrzeja Nowaka,
czy Andrzeja Zybertowicz (by i lewica poczuła się usatysfakcjonowana).
No tak, ale przecież
tak to się kiedyś odbywało i Polska była od morza do morza, a i inne państwa
korzystały na braku demokracji, a teraz to nic, tylko degrengolada, socjalizm i
muzułmanie pukający do bram Europy. Z powyższym mitem – mitem „złotych czasów” –
rozprawię się w jednym z dwóch kolejnych wpisów, dlatego póki co zostawiam go w
spokoju.
Odpowiedzialność
w rękach dziennikarzy
Niestety, w tym wypadku
obywatel nie może wziąć sprawy we własne ręce. Zdobycie odpowiedniej wiedzy z
tak różnych dziedzin jak służba zdrowia, administracja państwowa, kultura,
edukacja, czy wojskowość, przekracza czyjekolwiek możliwości. Jedynym sposobem,
by ów obywatel mógł naprawdę świadomie ocenić działalność polityków, jest
rzetelna i uczciwa praca dziennikarzy.
Dziennikarze nie są i
nigdy nie będą obiektywni. Każdy posiada poglądy i wizję, w jaki sposób powinno
być zarządzane państwo. Nie chodzi więc o to, by zgrywać zdystansowanego i
przedstawiać głoszone przez siebie tezy jako nieskażone ideologią obiektywne
prawdy. Wystarczy szczerość i szacunek żywiony wobec czytelnika.
Coraz częściej jednak
odnoszę wrażenie, iż większość dziennikarskich celebrytów zamiast bronić swoich
poglądów, zajmuje się przede wszystkim ochroną własnych materialnych interesów.
Ewentualnie promowany przez siebie
światopogląd traktowany jest w kategorii nienaruszalnej twierdzy, ostatniego
bastionu rozsądku. W takim przypadku sojuszników należy wybielać za wszelką
cenę, zaś przeciwnika traktować jak najgorszego śmiecia. Lech Kaczyński był
poniżany? To jak nazwać rozkręcony przeciwko Tuskowi Przemysł Pogardy (którego
efekt był zresztą przeciwstawny do tego, co zamierzano osiągnąć. Szerzej o tym
pisałem tu)?
Wystarczy posłuchać jednego z braci Karnowskich, lub Tomasza Sakiewicza: czy
któryś z nich kiedykolwiek skrytykował Prawo i Sprawiedliwość w poważny sposób?
Czyli co, program PiSu naprawdę jest tak idealny i jego realizacja to murowany
sukces dla Polski? A Janina Paradowska i jej nabożny stosunek do Tuska? Gdzie
tu umiar, gdzie realizowanie RZECZYWISTYCH powinności dziennikarskich?
Dobre, uczciwe media są
pierwszym i podstawowym gwarantem sprawnego, służącego swym obywatelom państwa.
Szkoda tylko, że wielu dziennikarskich celebrytów jest zdania, iż swoją rolę
już teraz wypełniają bez zarzutu.
Cóż, wypada
pogratulować i pozazdrościć dobrego samopoczucia.
Zwykły Człowiek