Istnieje pogląd, dość mocno zresztą
forsowany, wedle którego większość z nas w głębi serca zazdrości tym złym.
Przejawia się to m. in. w nieszkodliwym kibicowaniu filmowym i literackim
czarnych charakterom. W złych ma nam imponować ich bezwzględność, strach, jaki
wywołują, oraz ogólna „fajność”. Zły nikomu się nie kłania, a swoimi chytrymi
zagrywkami wprowadza olbrzymi popłoch w szeregach mięczakowatych bohaterów
pozytywnych. Jednak to, jak się zachowujemy w prawdziwym życiu, całkowicie
przeczy naszej rzekomej miłości do złoczyńców. Gdy opuszczamy świat fikcji
przemieniamy się w cnotliwych obywateli, którzy brzydzą się jakimikolwiek
sugestiami mogącymi stawiać nas w złym świetle. Co więcej, owa cnotliwość
przechodzi również na nasze oczekiwania w stosunku do władz państwowych. Polska
ma bowiem nie tyle dbać o swoje interesy, lecz tak prowadzić politykę
zagraniczną, by zawsze znajdować się po jasnej stronie mocy. Wystarczy rzucić
okiem na to, co obecnie dzieje się na Ukrainie, by nie mieć co do tego żadnych
wątpliwości.
Z taką ilością ściemy,
jaka jest wykorzystywana do opisywania konfliktu na Ukrainie, dawno już się nie
spotkałem. Nie ma właściwie europejskiego lub rosyjskiego polityka, którego
słowa byłyby jasne, czytelne i w stu procentach szczere. Zobaczcie zresztą
sami:
Aneksję Krymu Putin
tłumaczy koniecznością ochrony mieszkającej tam ludności rosyjskiej. Wszyscy,
włącznie z samymi Rosjanami, wiedzą, że to bzdura. Na zachodzie Europy wielu
żałuje, że doszło do obalenia Janukowycza i związanej z tym destabilizacji w
regonie, choć głośno nikt tego nie przyzna. Oficjalnie więc wszyscy cieszą się
z miłości, jaką Ukraińcy obdarzyli Unię Europejską, choć faktycznie politycy
skupiają się teraz głównie na tym, jak by tu zmusić Ukrainę do zrezygnowania z
Krymu, Ługańska i Doniecka tak, by nie wyszło to na spektakularną kapitulację. Słynny
biały konwój z pomocą humanitarną jest tak bezczelnie jawną i czytelną
prowokacją, iż teoretycznie jego propagandowa skuteczność powinna być zerowa –
a mimo to ukraińscy i europejscy przywódcy nie mają zielonego pojęcia, co z
owym konwojem począć. Zaś ospałość w nakładaniu na Rosję sankcji ma wynikać m.
in. z troski o zwykłych Rosjan, którzy przecież niczemu nie są winni. I
absolutnie nic do rzeczy nie mają tu gospodarcze interesy niemieckich, włoskich
i francuskich firm!
Widać wyraźnie, iż
każdy tylko czyha na pretekst, którym mógłby się usprawiedliwić w oczach
innych. Nawet sam Władimir Putin swoje decyzje podpiera niezbitymi dowodami, że
on to wszystko robi z dobroci serca i ku chwale szczęśliwej przyszłości świata.
Wojna na Ukrainie to zatem nic innego jak starcie dobra z… jeszcze większym
dobrem.
Oto więc w świecie, w
którym słabi gnojeni są na każdym kroku, nagle okazuje się, że gwałt musi mieć
swoje moralne uzasadnienie.
Tylko
prawda nie jest ciekawa
Dlaczego tak się
właściwie dzieje? Dlaczego Putin po prostu nie przyzna, że Ukraina to jego
strefa wpływów i reszcie wara od niej? Skąd te nieszczere zapewnienia
przywódców Unii, iż leży im na sercu dobro Ukraińców, skoro każdy wie, że
prawdziwym problemem jest niedopuszczenie Rosjan do zbytniego rozwinięcia
skrzydeł? Czy obywatele Francji, Niemiec, lub Wielkiej Brytanii wyszliby masowo
na ulice, gdyby z ust swoich przywódców usłyszeli, że wedle nich Ukrainę równie
dobrze można zaorać i urządzić na niej największą na świecie plantację
ziemniaków? Jeśli nie, to o co tak naprawdę w tym całym ściemnianiu chodzi?
Ano o jedno. O utrzymywanie
dobrego samopoczucia.
Pewnie znacie to
powiedzenie, że historię piszą zwycięzcy. Po co jednak wybielać własne czyny?
Przecież wygraliśmy, przeciwnik został rozbity i pogrzebany, kogo więc
obchodzi, kto w całej tej drace miał rację? W obawie przed buntem wrogich
niedobitków? One i tak prędzej czy później będą dążyć do zrzucenia z siebie
niewolniczego jarzma, nieważne, jakich by im się bajek o słuszności własnego
losu nie naopowiadało. To może chodzi o niedawanie powodów do agresji ze strony
innych państw? Bzdura, jeśli komuś opłaca się wszczęcie wojny, to będzie do
niej dążył wszelkimi możliwymi sposobami. Dlaczego Stany Zjednoczone nie
podbijają państwa po państwie, na co przecież ich stać? Nie pozwalają im na to
honor i umiłowanie wolności? A może po prostu o wiele łatwiej jest prowadzić z
resztą świata interesy i stopniowo uzależniać ekonomicznie kogo tylko się da?
Własną niegodziwość
zawsze idzie przykryć mętnymi wymówkami. Takie kłamstewka są potrzebne do
zachowania dobrego humoru. Jak by to w końcu wyglądało, gdyby w naszym
wspaniałym świecie mogło dojść do sytuacji, w której to zło może triumfować nad
dobrem? To by mogło zburzyć powszechne poczucie, wedle którego złe uczynki
zawsze zostaną ukarane a sprawiedliwość nie jest wyłącznie pustym słowem.
Poczucie przynależenie
do grona bohaterów pozytywnych wydaje się kluczowa dla zdrowia psychicznego
narodu.
Bajki
dla dorosłych
W Polsce ostro
krytykuje się ostatnie spotkanie między ministrami spraw zagranicznych Rosji,
Ukrainy, Francji i Niemiec. Dlaczego nie zaproszono na nie ministra
Sikorskiego? – pyta wielu. Czyżbyśmy nic nie znaczyli? Czy to wina szkodliwej
polityki Sikorskiego i Tuska? Andrzej Stankiewicz – jeden z ostatnich
dziennikarzy, którego naprawdę warto słuchać – twierdzi, iż absencja
Sikorskiego nie ma nic wspólnego z naszą pozycją na arenie międzynarodowej, czy
też niechęcią, jaką do ministra mają pałać inni europejscy dyplomaci. Uznano po
prostu, że polskie postulaty są nie na rękę pozostałym graczom, dążącym do
szybkiego porozumienia z Rosją, i to za wszelką cenę. Niestety, samych
Ukraińców z rozmów wykluczyć już się nie dało, więc łaskawie pozwolono im
zasiąść do negocjacji.
Gdyby Niemcy i Francuzi
mieli pewność, że oddanie Ukrainy Rosji oddaliłoby wizję wojny o dobre
czterdzieści, pięćdziesiąt lat, wszystkie te dyplomatyczne pogaduchy
zakończyłyby się w pięć minut. Oburzające? A co z nami? Też by z nas
zrezygnowano? Owszem. Bez wahania. I jestem szczerze zdziwiony, że u
kogokolwiek może to wywoływać szok. Najwyraźniej przed innymi lubimy udawać
cynicznych i pozbawionych złudzeń, ale jak przychodzi co do czego, z
zaskoczeniem odkrywamy, iż życie niekoniecznie promuje historie z Happy
Endem.
Zaraz przypomina mi się
strach niektórych dziennikarzy przed „wzrostem nacjonalistycznych nastrojów w
Europie”, któremu towarzyszy rytualne powtarzanie postulatu o „odrzuceniu
narodowych egoizmów”. Czy ci ludzie naprawdę wierzą, że którekolwiek z państw
członkowskich UE kiedykolwiek kierowało się czymś innym, niż własnym dobrem? Jeśli
zaś faktycznie dałoby się znaleźć taki przykład, to aż dziw mnie bierze, że
obywatele tego kraju nie postawili prowadzących taką politykę władz przed
plutonem egzekucyjnym. Ponadnarodowe państwo można zaliczyć do grona pięknych
baśni, podobnie zresztą jak chociażby historyjki o kapitale bez przynależności
narodowej.
A propos bajek…
Jeśli Ukraina zostanie
ostatecznie „sprzedana”, z całą pewnością usłyszymy jakąś wspaniałą opowieść, dzięki
której Zachód będzie mógł uspokoić swoje sumienie. Nikt przecież nie przyzna,
iż w imię własnych interesów, właśnie poświęcił obywateli innego kraju.
Zwykły Człowiek