wtorek, 29 lipca 2014

Narodziny i triumf Przemysłu Głupoty




Drodzy zwykli ludzie, radujmy się, oto bowiem nastały czasy, w których każdy z nas może przejrzeć wypowiadane przez polityków i dziennikarzy kłamstwa na wylot. Przestano nam wreszcie opowiadać historie, których prawdziwości nie byliśmy w stanie w żaden sposób zweryfikować. Zamiast misternych sieci utkanych z kłamstewek, półprawd, prawd i przeinaczeń, osoby kształtujące współczesną debatę publiczną stosują przeważnie argumenty, w których fałsz jest bardzo łatwy do wychwycenia. A wszystko to dzieje się dlatego, iż nikogo już nie interesuje, czy w dane tłumaczenie uwierzymy, czy też nie.

Gdy nie tak dawno cały kraj usłyszał, jak Minister Spraw Wewnętrznych i Prezes Narodowego Banku Polskiego debatują, jak obejść obowiązujące prawo, zaczęto nam wmawiać, że w istocie cała rozmowa była dowodem na niespotykany wręcz patriotyzm obu tych panów. Niektórzy kazali nam też wierzyć, iż dyrektorka jednego z poznańskich teatrów nazywając papieża chujem, wykazała się nie chamstwem, lecz odwagą. Po wybuchu kolejnego już sporu toczonego wokół tematu aborcji, jedna ze stron w karkołomny wręcz sposób próbowała udowodnić, iż broniony przez nią profesor nie złamał prawa, choć w całej sprawie akurat ta jedna rzecz nie ulegała wątpliwości. Ich interes jednak kazał walczyć o całą pulę, a to oznaczało, że ich wersja musiała obowiązywać w stu procentach. Zresztą sam pan doktor to też kuriozalna postać. Szanowny profesor biegał od telewizji do telewizji, sycąc się swą męczeńską aurą, jednocześnie robiąc wszystko, by zostać pierwszym w historii męczennikiem, którego nie spotkała żadna krzywda. Temu bowiem miały służyć przekonywania, iż prawo łamali wszyscy, tylko nie on.

Bezczelne kłamstwa? Nie. Przemysł Głupoty.

Zbyt głupi, by być okłamywanymi

Przemysł głupoty zrodził się z pogardy do zwykłego obywatela. Powstał w chwili, w której obie strony konfliktu uznały, że nie warto nawet starać się o zachowanie jakichkolwiek pozorów. My, prości ludzie, przestaliśmy być obiektem sprytnych manipulacji. Teraz, w celu przeciągnięcia nas do jednej z walczących armii, używa się brutalnej siły. Temu służy lżenie przeciwnika, traktowanie wyborców innych opcji politycznej jak bydło, durniów, podludzi i kolaborantów. Wobec takich działań łakniemy znalezienia się w otoczeniu tych, którzy tym wszystkim inwektywom zaprzeczą, dadzą świadectwo, że my sami jesteśmy w porządku, inteligentni, zorientowani w świecie, szczerze dbający o dobro i własną Ojczyznę. Dlatego też argumenty wysuwane w medialnej debacie są często tak absurdalne, w oczywisty sposób kłamliwe i urągające inteligencji. Jak można nas, skoro w oczach uczestników Przemysłu Głupoty niczym takim jak inteligencja obdarzeni nie jesteśmy?

Przemysł głupoty wymierzony jest przede wszystkim w normalnego człowieka. Przemysł głupoty gardzi tymi, którzy zamiast stanąć po jednej ze stron i oddać serce walce o rzekomo słuszne sprawy, zamiast tego wybierają spokój, próbę ułożenia sobie życia i unikania niepotrzebnych konfliktów. Ich nieangażowanie się przedstawia się jako nieodpowiedzialność i krótkowzroczność, albowiem odcinając się od uczestniczenia w życiu publicznym, umożliwiają dalsze gnicie państwa. Tymczasem Przemysł głupoty wcale nie chce ich aktywności w rzeczywiście istotnych sferach dla Polski. Obywatele wcale nie są im potrzebni do naprawy kraju, lecz zwycięstwa w wojnie z drugą stroną. Prawica nie zamierza apelować o zaangażowanie ze strony Polaków o lewicowych poglądach, tak jak i lewica najchętniej prawicowcom zakazałaby wychodzenia z domów.

Na czym to wszystko polega idealnie obrazuje batalia wokół przedstawienia „Golgota picnic”. Czy chrześcijanom chodziło o obronę własnych wartości? Tak, lecz to tylko część prawdy. Tzw. „Kato-talibowie” w oczywisty sposób chcą wyrugować z życia społecznego wszystko to, co jest niezgodne z ich wizją świata. A lewica? Ich przedstawiciele faktycznie dążą do uszanowania wszystkich głosów i uczynienia z przestrzeni publicznej miejsca, w którym każdy będzie mógł się wyrazić chociażby poprzez sztukę? Oczywiście, że nie. Ich pragnienie jest tożsame z marzeniami ich wrogów: wypchnąć tych drugich i skazać na wieczne zapomnienie. Jedna nietolerancja przeciwko drugiej nietolerancji.

My zaś w ich oczach jesteśmy niczym więcej, jak mięsem armatnim.  

Przemysł Głupoty każe nam wierzyć, że mijany na ulicy gej stanowi zagrożenie dla państwa, a głowę księdza urzędującego w pobliskim kościele zaprząta przede wszystkim gwałcenie wszystkiego, co się rusza a nie ukończyło ósmego roku życia. Redaktor Terlikowski może powtarzać do znudzenia, iż sam ma wielu znajomych homoseksualistów i absolutnie nie nawołuje do tego, by przestać się z takimi ludźmi zadawać, a i tak wydźwięk jego publicystki jest jednoznaczny. Jeśli taki efekt został osiągnięty w sposób nieświadomy, to świadczy to wyłącznie o słabości pana Terlikowskiego jako felietonisty i dziennikarza.

Od dziennikarza do celebryty

No właśnie, dziennikarze. O dziwo, to oni, a nie politycy, stanowią główną siłę Przemysłu Głupoty. Nie chodzi tu o tysiące rzetelnych fachowców z gazet lokalnych, czy też wielu profesjonalistów pracujących w mediach ogólnopolskich. Przemysł Głupoty wspiera przede wszystkim wąska grupa dziennikarskich celebrytów, zaangażowanych w walenie się po głowach gumowymi młotkami równie silnie, co tak wyszydzani politycy. Polityk swoją pogardę do zwykłego człowieka ukrywa, maskuje pod tysiącem gładkich słów i często powtarzanym sloganem o „wielkiej mądrości Polaków”. Polityk nigdy nie powie, iż uważa wszystkich wyborców głosujących na wrogą partię za kretynów. Dziennikarscy celebryci takich oporów już nie mają. Wystarczy posłuchać dyskusji toczonych podczas publikacji każdego sondażu. Wielcy fachowcy, którzy każdą ściemę wychwycą w pół sekundy, zastanawiają się, czy głupi lud da się nabrać na daną sztuczkę, czy też nie i jak stopień ogłupienia narodu wpłynie na sondażowe słupki.

Co ważniejsze, politycy zdając sobie sprawę z kruchości własnych karier, potrafią zachować do tego wszystkiego dystans. Dlatego też pomimo ostrych kłótni polityczni przeciwnicy, gdy już opuszczą studio telewizyjne, rozmawiają ze sobą  bez cienia nienawiści, zwracają się do siebie przyjacielsko i po imieniu. Kadencja dziennikarskiego celebryty może zaś trwać wiecznie, z każdym zaś napisanym tekstem ich więź z daną opcją tylko się wzmacnia. Po kilkudziesięciu latach wspierania konkretnej wizji świata, jak taki dziennikarski celebryta może nagle się przyznać, że mylił się w jakiejś sprawie?  Zaangażowanie w budowie Królestwa Finansowego (w przypadku jednych), bądź też Królestwa Światopoglądowego (w przypadku drugich) powoduje, iż nazwisko danej osoby nierozerwalnie zostanie związane z jedną z opcji.

Swojej „prawdy” należy bronić więc za wszelką możliwą cenę. Dlatego Jacek Żakowski, choćby miał tysiące dowodów na to, iż jego ukochana III RP to w gruncie rzeczy jedno wielkie bagno, nigdy tego nie przyzna. Nawet gdyby Tomaszowi Sakiewiczowi objawił się Duch Święty i wyjawił, że pod Smoleńskiem do żadnego zamachu nie doszło, pan redaktor nie uwierzy. W ich przypadku gra przestała się toczyć wyłącznie o kształt Polski, ale przede wszystkim o ich własną, prywatną przyszłość zawodową i osobistą.

Naród daleki od ideału

Jako prości ludzie robimy wszystko źle. Jesteśmy narodem głupim, który dziennikarskim celebrytom, profesorom, artystom i intelektualistom przynosi wstyd. Nie chcemy umierać za Ojczyznę. Chcemy się bić i umierać za ojczyznę. Za dużo przywiązujemy wagi do religii. Olewamy religię i odwracamy się od chrześcijańskiej spuścizny przodków. Narzekamy na brak pracy, ale nie jeździmy za nią, nie potrafimy być dość mobilni. Nie zakładamy rodzin i nie zapuszczamy korzeni. Nie chodzimy na wybory. Chodzimy na wybory, ale głosujemy nie na tych, na których powinniśmy. Za mało czytamy. Czytamy, ale złe książki. Uprawiamy za mało sportów. Za dużo biegamy, czyniąc z biegania świeckiego bożka. Za mało wydajemy, przez co siada gospodarka, Za dużo wydajemy, przez co siada gospodarka. Nic nie umiemy, do niczego się nie nadajemy. Gdyby nie oświeceni członkowie salonu – zarówno tego z prawej, jak i lewej strony – nie potrafilibyśmy się porządnie wysrać, myląc pewnie własne odchody z jedzeniem.

Nie chcę angażować się w spory, wykazywać, iż prawica jest fajna, a lewica do bani. Nie zamierzam udowadniać, że aborcja to szczytowe osiągnięcie ludzkości, lub dowodzić wyższości cywilizacji życia nad cywilizacją śmierci. Interesuje mnie tylko jedno: wyłapywanie bezczelnych kłamstw i próby zrobienia z nas, zwykłych ludzi, idiotów. Pouczenia, bzdurne rady, narzekania na tępotę szarych obywateli – czy naprawdę jesteśmy w ich przekonaniu tak głupi, by musieć tego wysłuchiwać?

Przeciwko głupocie i wszystkim draniom, którzy sycą się widokiem naszych zgiętych w ukłonie pleców.

Zwykły człowiek

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz